Jubileuszsp

Złoty Jubileusz życia zakonnego s. Joanny Mieczkowskiej MChR

W niedzielę 14 kwietnia, w parafii pw. św. Apostołów Piotra i Pawła w Szczecinie – Podjuchach s. Joanna Mieczkowska MChR, która już przez 18 lat posługuje w tej parafii jako zakrystianka, obchodziła swoje 50-lecie życia zakonnego.

Uroczystą Mszę Świętą celebrował ks. Krzysztof Jeruzalski TChr, Administrator parafii. Podczas homilii odnosząc się do Słowa Bożego zaznaczał, że każdy katolik jest świadkiem Chrystusa. Szczególnie podkreślił przykład s. Joanny, która przez całe swoje życie zakonne, w Polsce i za granicą, świadczyła o swojej miłości do Oblubieńca, Chrystusa Króla.

Przed uroczystym błogosławieństwem s. Joanna z wielkim wzruszeniem podziękowała Bogu za dar i realizację swojego powołania wśród Polonii, a także za wspólną modlitwę, życzliwość i obecność księżom, siostrom, zaproszonym gościom oraz parafianom. 

W uroczystości wzięło udział bardzo wielu wiernych. Licznie przybyły Siostry Misjonarki z polskich placówek i z domu głównego z Poznania, z Matką Ewą Kaczmarek MChR na czele.

Zdjęcia (fot. pieknezdjecie.pl)

* * *

Z okazji Jubileuszu Siostra Joanna udzieliła krótkiego wywiadu do Gazetki parafialnej „Przystań u Apostoła”, który publikujemy dzięki życzliwości ks. Krzysztofa Jeruzalskiego TChr.

Świętujemy 50-lecie życia zakonnego siostry Joanny Mieczkowskiej ze zgromadzenia Misjonarek Chrystusa Króla dla Polonii Zagranicznej.

– Siostro Joanno, kiedy to się zaczęło?

– Wstąpiłam do zgromadzenia 21 sierpnia 1973 roku, miałam wtedy 21 lat. Najpierw był postulat, czas wstępnego rozeznawania powołania, a w marcu 1974 rozpoczęłam roczny nowicjat, od którego liczy się już życie zakonne.

– W tamtych czasach podtrzymywano zwyczaj zmiany imienia po wstąpieniu do zakonu. Czy siostra również ma zmienione imię?

– Tak, Joanna to nie jest moje imię od chrztu. Przełożeni nadali mi je, a jako Patronkę przypisali św. Joannę Franciszkę de Chantal.

– Była to niezwykła Święta: najpierw żona i matka, a po owdowieniu i wychowaniu dzieci założycielka zgromadzenia zakonnego sióstr wizytek. Siostra również pamięta początki Waszego zgromadzenia?

– Tak, to nie były łatwe czasy, było nas mało, w nowicjacie tylko 3, i ciągle panowała atmosfera niepewności, czy w ogóle zakładane przez chrystusowca, sługę Bożego o. Ignacego Posadzego nowe zgromadzenie się utrzyma. Z tych sióstr, które jeszcze żyją jestem jedenastą licząc w kolejności wstąpienia od początku naszego zgromadzenia.

– Co było po złożeniu pierwszych ślubów zakonnych?

– Przez rok wciąż pozostawałam w naszym Domu Głównym w Morasku pod Poznaniem, zajmując się zwykłymi pracami wokół utrzymania domu, a także wyszywanie i haftowaniem – w tamtych czasach było to zajęcie niemal wszystkich sióstr zakonnych; po roku skierowano mnie do kościoła Najśw. Serca Pana Jezusa w Szczecinie. Spędziłam tam 3 lata głównie katechizując dzieci przed i po I. Komunii św. Pamiętam, że miałam pod opieką ponad 380 dzieci. Potem wróciłam do Moraska, aby przygotować się do złożenia ślubów wieczystych. Po nich trafiłam do Pyrzyc, również do katechezy, potem jeszcze raz na rok do Serca Pana Jezusa, a stamtąd już za granicę, realizować główny charyzmat zgromadzenia, czyli służyć Bogu w Polonii zagranicznej. To był rok 1985.

– Gdzie w Niemczech Siostra pracowała i na czym ta praca polegała?

– Głównie w Bochum i w Essen i okolicach, a robiło się wszystko, co konieczne na parafii: katechizacja, organizowanie spotkań dzieci i młodzieży, jasełka, przedstawienia, praca w zakrystii, porządki w kościele, dekoracje, gotowanie, gdy trzeba było nakarmić księży itd.

– A jak ze znajomością j. niemieckiego?

– Trochę chodziłam na kurs, ale przez to, że głównie pracowałyśmy z Polakami, nie mogę powiedzieć, że opanowałam ten język perfekcyjnie. W domu przecież między sobą też nie rozmawiałyśmy po niemiecku.

– Jak długo Siostra była w Niemczech?

– 21 lat. Potem wróciłam do Polski i zostałam przydzielona do naszych Podjuch. Jestem tu od 2006 roku.

– O, to rok przed moimi święceniami. Czyli jest Siostra tu już 18 lat. A co było najtrudniejsze w czasie tych 50 lat życia zakonnego?

– Chyba ten pierwszy czas w Niemczech. Trzeba było wszystko od zera zorganizować, a dodatkowo nie czuło się wsparcia od ludzi, atmosfera była napięta, czasy poprzedniego ustroju, różnice kulturowe pomiędzy nami a Niemcami – nie było łatwo i przyjemnie…

– A co było radosne, pocieszające w tej posłudze?

– Spotkania z ludźmi, z Polakami, wyczuwalna ich wdzięczność za naszą obecność i służbę, dzieciaczki też bardzo chętnie przychodziły na katechezę, praca duszpasterska, spotkania w salach po Mszy i nabożeństwach, bycie razem…

– Siostra była w ciągu tych 50 lat czasem podwładną, a czasem przełożoną. Co jest trudniejsze?

– Zdecydowanie trudniej być przełożoną. Ciężar odpowiedzialności potrafi przygniatać!

– Gdyby miała Siostra zachęcić jakąś młodą dziewczynę do wstąpienia na drogę życia zakonnego w tym konkretnym, Waszym zgromadzeniu, co by Siostra jej powiedziała, jak zachęciła, co jest takiego fascynującego w byciu Siostrą Misjonarką dla Polonii?

– To zależy, czy i jak ktoś czuje się Polką, dzisiaj to może nie jest takie oczywiste, ale jeśli człowieka ma w sobie to głębsze poczucie polskości i jest go świadomy, to dzielenie się nim z Polakami, którzy zagranicą przeżywają z tego powodu czasem smutek, nostalgię, czasem poniżenie, którego doświadczają od autochtonów, to dzielenie się Panem Bogiem i Polskością to jest wspaniałe uczucie.

– Dziękuję za rozmowę.

Gazetka „Przystań u Apostoła” z wywiadem z s. Joanną

Możliwość komentowania została wyłączona.